Tak światło grzesznika zagaśnie, iskra już jego nie błyśnie,
światło w namiocie się skończy i lampa się nad nim dopali.
Męski krok jego niepewny, zamiar gotuje upadek,
bo nogi zawiodą go w sieć, porusza się, lecz między sidłami.
Pętlica chwyciła się pięty, pułapka zamknęła się nad nim.
Zasadzka na ziemi ukryta, potrzask nań czeka na drodze.
Zewsząd upiory go dręczą, kroczą ciągle w ślad za nim.
Czeka na niego Żarłoczna, Śmierć czyha u boku.
Pożre mu członki ciała, pożre mu członki — zaraza.
Wygnanego z namiotu, bez nadziei, do Króla Strachów powiodą.
rozhukane bałwany morskie wypluwające swoją hańbę… gwiazdy zabłąkane, dla których nieprzeniknione ciemności na wieki przeznaczone…